David J. Whitcomb nie spodziewał się tego, co znajdzie w nowej nieruchomości. W grudniu 2020 roku mężczyzna kupił stary dom, który miał być przeznaczony na siedzibę dla jego firmy. Kiedy przyjaciel właściciela budynku wymieniał w jednym z pomieszczeń żarówkę, zauważył coś dziwnego na suficie. Okazało się, że na trzecim Jak to jest, że dla niektórych wazon z PRL-u to jednak „wazon optyczny” projektu Jana Sylwestra Drosta? Dlaczego niektórzy na wystawie „Dziedzictwo” w Stary, nienaruszony cmentarz z XIX wieku zachowany w podziemiach wieżowca. #7. Za szafką znalazłem drzwiczki dla mleczarza. #8. Fresk znaleziony pod tapetą podczas remontu. #9. Niespodziewany prezent powitalny od byłych mieszkańców tego domu. #10. Pamiątka po hippisach, którzy kiedyś mieszkali w tym budynku. W konstrukcji ościeżnicowej łatwiejsze było zastosowanie skrzydeł otwieranych na zewnątrz zwłaszcza, że budynki drewniane zwłaszcza zrębowe są z reguły niższe przez co dostęp od zewnątrz do okna jest łatwiejszy. W przypadki konstrukcji krosnowej ogólnie wygodniejsze były skrzydła otwierane do wnętrza. . - Ludzie często nie wiedzą, jakie skarby mają w domach - emocjonuje się kolekcjoner Tomasz Rudkowski. Odwiedził blisko 200 mieszkańców, rozmawiał z nimi, zdobywał fotografie. Teraz możemy je oglądać na wystawie "Dawny Sulechów". Niezwykłą kolekcję dawnych widoków miasta możemy oglądać w bibliotece. Została przygotowana przez dwóch autorów-kolekcjonerów starych zdjęć i widokówek: Adama Śliwińskiego i Tomasza Rudkowskiego. To trzeba zobaczyć!- Szykowałam właśnie wystawę pana Śliwińskiego z okazji 29 stycznia, rocznicy wyzwolenia miasta, gdy zupełnie przypadkiem zjawił się pan Rudkowski, przyszedł po jakieś książki - opowiada Jolanta Grefling z biblioteki, która przygotowała ekspozycję w czytelni. - Od słowa do słowa okazało się, że pan Rudkowski zainteresował się kolekcją i powiedział, że też ma ciekawe zbiory. Skontaktowałam zatem obu kolekcjonerów, efektem jest zaś obecna przyjść do książnicy, żeby zobaczyć wyłożone w ośmiu gablotach kolekcje Śliwińskiego i Rudkowskiego. Pierwszy z panów prezentuje doskonale opisane i zidentyfikowane stare widoki Sulechowa. Ulice, place, budynki, skwery. Drugi porównuje na fotografii to, co dawne z obecnym. Mamy zatem stare zdjęcie (lub widokówkę) i to samo miejsce sfotografowane dziś. Widać dzięki temu, jak się zmieniło miasto. Patrzymy na dawny niemiecki hotel i powojenną Mozaikę, oglądamy gimnazjum i porównujemy z dzisiejszym liceum, zastanawiamy się czy plac przez zborem ładniejszy był kiedyś, czy może 200 rozmów- Zaczęło się przypadkowo, chyba z 10 dziesięć lat temu. Byłem w firmie komunalnej Supekom, płaciłem za mieszkanie - opowiada pan Tomasz. - Tam na ścianach wisiały stare widokówki miasta i to mnie kupił aparat fotograficzny (jeszcze analogowy), sam nauczył się po amatorsku robić zdjęcia i ruszył w plener. Chciał przede wszystkim uwiecznić urodę miasta. - Sulechów to piękne miasto, trzeba je pokazywać, dokumentować i właśnie za to się wziąłem - dodaje. - Zwłaszcza przed wojną Zullichau wyglądał bardzo ładnie. Stąd wziął się pomysł porównywania tych samych miejsc kiedyś i dziś. Uznałem, że to ważne. Udało mi się zebrać około 600 przedwojennych fotogramów i obecnie do nich odnoszę Tomasz wykonał niesamowitą robotę. Indywidualnie dotarł mianowicie, jak ocenia, do 200 sulechowian, głównie tych, którzy osiedlili się tuż po wojnie. Rozmawiał z nimi, pozyskiwał zdjęcia i... łapał następne kontakty. - Metodą jeden od drugiego - śmieje się. - Bardzo często ludzie nie wiedzą, jakie mają w domach zaskakujące, T. Rudkowski zawodowo zajmuje się... sprzedażą części samochodowych. Zatem fotografowanie grodu Sulecha, to jego pasja. Daleko od To są rewelacyjne fotografie! Zwłaszcza te "zdjęciowe porównania" pana Tomasza, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam - emocjonuje się J. Grefling i namawia każdego, kto może wpaść do książnicy, żeby to uczynił. Szczecin po prawie 1000 letniej przerwie od 1945 roku znów należy do Polski. Na jego terenach oraz w budynkach kryje się masa pozostałości z czasów przed I i II wojną światową. Jednym z takich przedmiotów jest 95-letnia książka, którą odnalazł nasz czytelnik remontując swój poniemiecki dom. Dziedzictwo Szczecina Szczecin po niemal 1000 letniej przynależności do innych krajów w 1945 roku znów stał się miastem polskim. Dziedzictwo architektoniczne tego miasta otrzymaliśmy po uchodzącym stąd niemieckim narodzie. Wiele obiektów, zabytków czy zabudowy miejskiej pamięta jeszcze czasy XIX wieku. Często w tego typu obiektach ukryta jest historia, która potrafi zaciekawić, a nawet fascynować i zmuszać do refleksji. Historia w postaci przedmiotów należących do wówczas mieszkającej tutaj ludności. Dość powszechnym zjawiskiem na tych terenach jest znajdowanie przedmiotów z przedwojennych czasów np. przy wykonywaniu prac remontowych obiektów oraz zagospodarowania nowych terenów. Znajduje się nie tylko bomby, niewybuchy, ale także stroje, dokumenty, pieniądze czy książki. Jeden z naszych czytelników przysłał nam zdjęcia książki jaką odkrył przy remontowaniu swego poniemieckiego domu. Książka ta jest podręcznikiem dotyczącym szeroko pojętej antropologii oraz biologii. Została wydana 95 lat temu, w Republice Weimarskiej, a uroku dodaje jej to, że została napisana czcionką gotycką. Czy państwo również znajdują tego typu skarby w swoich poniemieckich domach? Jakie skarby kryje jeszcze ziemia szczecińska oraz zabudowania pozostałe po niemieckiej ludności miasta? Tego z pewnością dowiemy się z czasem, bo w Szczecinie jest jeszcze sporo terenów oraz budowli, które kryją w sobie tajemnice i relikty przeszłości. Zapraszamy do zapoznania się z galerią zdjęć jaką podesłał nam czytelnik. Ile razy mówimy tak do naszych rodziców, brata, siostry, współsiostry? A przecież oni także są naszymi „skarbami”… Piąta rano, budzi się kolejny dzień w naszym klasztorze. Trudno powiedzieć, czy ja się budzę – raczej wstaję zaspana, słysząc głos mojej starszej współsiostry: „siostrzyczko, ja muszę z moczem…” W przeciwieństwie do mnie, jest bardzo przytomna, tryska humorem od samego rana. Ma prawie 94 lata, jest najstarsza w naszym domu. Kilka miesięcy temu upadła i złamała nogę, więc od tego czasu któraś z nas śpi z nią w pokoju, żeby pomóc w razie konieczności. Bardzo cierpi, bolą ją nogi, plecy, ale jak sama powtarza z uśmiechem: „każdego coś boli”. Pomagam jej wstać, umyć się. Mruczy pod nosem, że „tyle roboty z tą starą babką”. Żartuję z niej, żeby uważała, co mówi, bo jedyne, co trzeba zrobić ze „starą babką”, to po prostu ją zjeść zanim całkiem się zeschnie. Śmiejemy się. Pomagam założyć świeżą koszulkę – z komentarzem: „tylko nie urwij mi głowy, nie mam zapasowej”. Już nie śpię, muszę przecież pomyśleć, jakim żartem jej odpowiedzieć. Poranne czynności przed wyjściem na Mszę św. kończy podziękowanie: „co ja bym tu sama zrobiła”. Niezmiennie jej odpowiadam, że dałaby sobie świetnie radę, tylko pewnie wstać musiałaby trochę wcześniej… Ale w sercu myślę: „a co ja bym bez Ciebie zrobiła?” Z pewnością, byłabym bardziej wyspana, nie musząc kilka razy wstawać w nocy; mogłabym dłużej wieczorem posiedzieć, nie martwiąc się, że nocna lampka czy szum komputera przeszkadza komuś w śnie; mogłabym pospać 15 minut dłużej, gdybym nie musiała pomagać w porannej toalecie i ubieraniu… Ale wiem też, że moje życie byłoby dużo smutniejsze, bo nie śmiałabym się tak często, i to od samego rana; nie musiałabym gimnastykować umysłu, by odpowiedzieć na żart; nie miałabym okazji, by uczyć się cierpliwości i bezinteresownej miłości. Zdarza mi się, że mówię do mojej współsiostry „Skarbie”. Chcę, żeby wiedziała, że jest dla mnie Skarbem, kimś bardzo ważnym, kto ubogaca moje życie. Nie tylko swoim cierpieniem, ofiarowywanym Panu Jezusowi, chociaż to też jest szalenie ważne. Ale przede wszystkim swoim uśmiechem, pogodą ducha, poczuciem humoru, cierpliwością. Kiedy przychodzą trudne dni, kiedy w swoim cierpieniu staje się nieznośna, trudna dla otoczenia, to wtedy przypominam sobie, że chociaż tym razem ból wygrał z jej uśmiechem, to jednak jej obecny stan nie pokazuje całej prawdy o niej. Żal mi tych sióstr, które nie odwiedzają mojego „Skarbu”. Nie wiedzą, ile tracą. Rozumiem je, sama kiedyś nie wiedziałam, o czym z taką staruszką rozmawiać, bałam się, że nie będę umiała się zachować. Jednak tym, co pomogło mi znaleźć z nią wspólny język, jest po prostu miłość… Pomyślałam sobie kiedyś, że mojej babci się nie bałam, że w relacjach z nią, nawet wtedy, gdy już była zniedołężniała i mnie nie poznawała, zawsze kierowałam się miłością: bo to przecież moja babcia, której wiele zawdzięczam. Ta sama miłość przerzuciła most między mną a moją starszą współsiostrą i pozwoliła mi dostrzec w niej prawdziwy Skarb. Autorzy tekstów, S. Aleksandra, Polecane, Teksty polecane

skarby w starych domach